„Ja, kamikadze” to 80-minutowa spowiedź japończyka, członka samobójczej jednostki. Pomysł na film był taki, żeby ustawić obiektyw kamery przed bohaterem i zadawać mu kolejne pytania. To wszystko. Nie ma tu archiwaliów, nie ma motywu, który prowadziłby nas przez historię. Nie odwiedzamy historycznych miejsc. Tylko kamera i stary człowiek, godny, sponiewierany przez historię, gdzieś w rozkroku między dumą i rozgoryczeniem.
Na pierwszy ogień tegorocznego Warszawskiego Festiwalu Filmowego wybrałem sobie kino drogi, w wydaniu specjalisty od polskiego realizmu magicznego, Jana Jakuba Kolskiego. „Serce, serduszko” to dwie godziny podróży przez Polskę B, C i D, od Bieszczad po Pomorze, razem z Maszą, wychowanką domu dziecka i jej opiekunką – outsiderką. Celem – egzamin do szkoły baletowej.
O „Strażnikach” napisano tak dużo, że nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby zanudzać Was kolejną recenzją. Nie przeczytacie więc, że to nowe „Gwiezdne Wojny” (choć ten tytuł jeszcze padnie). Że mają świetny humor, zabawne postaci, ekstra oldschoolowe piosenki. I że są znakomici i że polecem serdecznie. Choć to prawda. Wakacje dawno się skończyły, a więc ten mój skromny tekst niech będzie listem milosnym do „Strażników Galaktyki”, najciekawszego, najbardziej kompletnego wakacyjnego blockbustera anno domini 2014.
Najlepszy film Bessona od lat – zdają się krzyczeć nagłówki, bo rzeczywiście ostatnie dzieła Francuza powinno się zakopać na pustyni zupełnie tak jak to zrobiło Atari z grą E.T. Tyle, że ten „najlepszy film od lat” nie jest żadną rekomendacją bo „Lucy” mimo kilku jasnych momentów to przeciętniak. Przeciętniak, który zarobił w Stanach już 125 baniek przy budżecie 40 milionów. Niezbadane są wyroki publiczności.
Zastanawiałem się, czy nie strzelam sobie samobója pisząc o teatrze na blogu i to w pierwszych dniach jego funkcjonowania. Nic jednak nie poradzę na to, że bardziej od Szczerbatka, Toma Cruise’a, Czarownicy i innych tegorocznych wakacyjnych bohaterów kinowych sal moje myśli zaprzątała pani Danuta Stenka, z którą mam ochotę spierać się i dyskutować o jej ostatniej roli w spektaklu TR Warszawa. Ale od początku.
W Stanach „Gwiazd naszych wina” pod względem popularności i zaangażowania społeczności fanów to coś pokroju „Zmierzchu” czy „Igrzysk Śmierci”. I taki też był powód dla którego odwiedziłem kino. Alarmujące doniesienia zza oceanu – Tom Cruise za 200 baniek poległ z 20 razy tańszymi nastolatkami umierającymi na raka. Musiałem poznać pogromcę pięknego Toma.
Witajcie na movieMAG.pl!
Gdzie właściwie trafiliście? Kim jestem? I dlaczego taka głupia nazwa? Wszystkiego dowiecie się z tego patetycznego wpisu. Enjoy.