To ten przyjemny czas w roku. Każda możliwa gildia, stowarzyszenie i akademia organizuje plebiscyt na wszelakie NAJ branży filmowej. Takie czasy, że o prestiżu dzieła w równej mierze świadczy jego wartość artystyczna i ta wymierna, przeliczalna na złotych rycerzy, satelity, niedźwiedzie i palmy (choć do Palmy jeszcze kilka miesięcy).
Tradycja nakazuje wytypować swoich faworytów. Przyznać nagrody. Zabawić się w akademika, który najpierw gorliwie zobaczy w kinie wszystko co powinien, żeby potem, niczym Commodus w koloseum, wydać wyrok na arenie swoich filmowych emocji. Polscy dystrybutorzy się spisali. Do naszych kin wtratowały przez styczeń i kawałek lutego w zasadzie wszystkie liczące się w walce o Oscara […]
Alejandro Gonzales Innaritu zjawia się niczym zapomniany superbohater i dostarcza przeżycie świeże, wizjonerskie. Oszałamiające osiągnięcie wizualne i montażowe meksykańskich wizjonerów, wespół z ostrymi jak pióro Aarona Sorkina dialogami to miks do ostatniego kadru wybitny.
Sylwester w kinie? Nie trzeba martwić się o kreację, na drugi dzień nie będzie bolała głowa, a najważniejsze – za jednym zamachem zobaczycie 3 filmy, które i tak będziecie chcieli obejrzeć na przestrzeni kolejnych tygodni. Nie widzę słabych punktów.
Wynotowałem, zamieszałem, wywróciłem na drugą stronę i wyszła mi taka oto złota piętnastka, którą mogę z czystym sumieniem nazwać wycieczką po wszystkich ważnych dla mnie emocjach tego mijającego roku.
„Igrzyska śmierci: Kosogłos. Część 1″ to film kontrastów. Elementy pierwszorzędne mieszają się z zupełnie niezrozumiałymi, powodując, że na tle swoich znakomitych poprzedników ta iteracja wypada niestety blado.
To nie jest najlepszy film reżysera, ale na pewno to jego najambitniejszy projekt, będący hołdem i artystyczną kontynuacją ukochanych przez niego pionierskich dzieł kina sci-fi. Musiał posłać swojego bohatera tak daleko od ziemi jak tylko pozwalała mu na to wyobraźnia, żeby opowiedzieć najbardziej humanistyczną ze swoich historii.
Dziś w nocy Sony wydało oświadczenie o wycofaniu się z jakiejkolwiek dystrybucji filmu „Wywiad ze słońcem narodu”. Mieliśmy naszą swojską „Golgotę Picnic” z protestami w Poznaniu i blokowaniem teatru Starego w Krakowie, Amerykanie mają swoją Golgotę. W obu przypadkach kultura i wolność wypowiedzi przegrały. Smutny to dzień.
„Wierszyki…” to kanadyjski heist movie rozgrywający się w środowisku Indian lat 70. z takimi rodzynkami jak sfilmowana w slow motion walka w katolickim sierocińcu, atak zombie czy pojawiająca się gdzieś w środku filmu indiańska legenda w formie ślicznego animowanego filmu. Porąbane, cudownie bezkompromisowe.