Najbliższe premiery:
Popkultura i okolice 0 komentarzy

„Druga kobieta”

Zastanawiałem się, czy nie strzelam sobie samobója pisząc o teatrze na blogu i to w pierwszych dniach jego funkcjonowania. Nic jednak nie poradzę na to, że bardziej od Szczerbatka, Toma Cruise’a, Czarownicy i innych tegorocznych wakacyjnych bohaterów kinowych sal moje myśli zaprzątała pani Danuta Stenka, z którą mam ochotę spierać się i dyskutować o jej ostatniej roli w spektaklu TR Warszawa. Ale od początku.

Jakiś czas temu w niedługim odstępie czasu trafiłem na dwa spektakle o wyczuwalnym wspólnym mianowniku – zgnojone przez konserwatywne środowisko Dziennika Polskiego „Do Damaszku” Jana Klaty w krakowskim Starym Teatrze i „Drugą kobietę” Grzegorza Jarzyny w jego mateczniku TR Warszawa.

Klata wykorzystał ponad stuletni tekst Strindberga jako ramę, dodając wątki niemal autobiograficzne opowiedział o samotności współczesnego artysty, kryzysie twórczym. Podobne problemy zaprzątały głowę ekipy TR, która pochyliła się nad scenariuszem filmu „Opening Night”. I właśnie o „Drugiej kobiecie”, spektaklu na motywach filmu Johna Cassavetesa z 1977 roku chciałbym Wam opowiedzieć.

Wiktoria. Aktorka wielbiona przez masy i uważana za gwarant sukcesu każdego spektaklu. Aktorka, która za szklaną fasadą teatru ukrywa się przed tłumem ślepo zapatrzonych w nią fanów. W tych cienkich ścianach Danuta Stenka opowiada nam historię zmagania się z upływem czasu i starością, którą odrzuca. W obawie przed utratą uwielbienia, które wydaje się jej jedynym życiowym paliwem jest gotowa postawić na ostrzu noża powodzenie spektaklu. Wraz z ekipą teatru – jej byłym kochankiem i scenicznym partnerem (Adam Woronowicz), reżyserem (Roman Gancarczyk), jego żoną (Roma Gąsiorowska) i dyrektorem (Rafał Maćkowiak niemal nie do poznania) obserwujemy rozpaczliwe próby pokonania lęku przed starością i zapomnieniem, zamkniętego w osobie tragicznie zmarłej nastoletniej fanki nawiedzającej bohaterkę. Kokieteryjna, pełna witalności Justyna Wasilewska to zmora Wiktorii uosabiająca wszystko czego ta nie chce stracić i największa ozdoba „Drugiej kobiety” zarazem. Fantastyczna.

Headshot_studio2

Czego tu nie ma. Mamy świetne sceny podważenia istoty tekstu wystawianej sztuki. Kłótnie z jej autorką i całą obsadą to dla takiego teatralnego nuworysza jak ja świetna okazja do zaglądnięcia za kulisy procesu twórczego, na który „Druga kobieta” wydaje się być momentami satyrą. Przez dwie godziny spektaklu przeżyjemy groteskową wizytę u medium (wyśmienity epizod Danuty Szaflarskiej) w towarzystwie sobowtóra Karla Lagerfelda, w końcu próbę zabójstwa wyimaginowanej młodszej wersji siebie. A wszystko to w przerwach między próbami do spektaklu, podczas których rzeczywistość niejednokrotnie miesza się z odgrywanymi rolami, każąc nam samym ocenić czy uderzenie w twarz lub wyznanie miłości to jeszcze kreacja i wyuczona forma, czy może właśnie teatr pozostał jednym z ostatnich przyczółków kultury w których można liczyć na doświadczenie prawdziwej bezsilności, gniewu, pożądania.

„Druga kobieta” Grzegorza Jarzyny dotyka tej prawdy w sposób szczególny w finale. Wiktoria staje przed nami. Wróć. Staje przed nami pani Danuta Stenka. Mówi spokojne dobry wieczór. Pyta nas ile naszym zdaniem ma lat? Uważnie patrzy każdemu z widzów w oczy, jakby czekając na reakcję, czy ktoś po tym co zobaczyliśmy wcześniej odważy się na podjęcie dialogu?

52 lata – przyznaje.

To nie wiek bohaterki, to wiek aktorki. Aktorki, która niedawno sama przyznała się do problemów z depresją i która powoli, z postępującym wzruszeniem oznajmiała – mam 52 lata, jestem szczęśliwa i w tej chwili jest mi lżej.
Patrzyłem na łzy pani Danuty Stenki, wilgotne oczy Justyny Wasilewskiej, obejmującego je Dawida Ogrodnika. Zdruzgotał mnie ten finał w sposób o jaki siebie nie podejrzewałem. Mieszanka zafascynowania w jednej chwili i obawy czy aby to co się stało powinno być przeznaczone akurat dla nas w drugiej. Mam największy podziw dla odwagi i tego jak wybitną rolą i swoją osobą pani Stenka wyniosła najnowszą sztukę TR Warszawa z poziomu satyry na środowisko teatralne i przemijanie do rangi wyjątkowego wydarzenia.

Marcin Cisowski

Kilka słów o autorze

Marcin Cisowski

Głównodowodzący movieMAG.pl. Z papierami na producenta filmowego i telewizyjnego. Póki co bez filmu na koncie, z tym drugim medium związany od (zdaniem niektórych zbyt wielu) lat. Po więcej porywających informacji zapraszam do zakładki "O blogu" :).
MovieMag na Facebooku do góry